Komentarze: 3
wqrwia.... Mieliście tak kiedyś. Wczorajszy wieczór. Godzina 21.00. Żonka w objęciach morfeusza. Szlag mnie trafia, patrzę na nia i szlag mnie trafia. Jedyny moment w ciągu dnia kiedy możemy porozmawiać, pobyć, przytulić sie... ona spi.
W pracy jest u nas pewna pani G. W ciągu 30 minut 5 razy wychodzia do azienki!!! Cholera, już nie mogę, co ona robi?
Kumpel zostawi w biurze komórke i gdzieś wyszedl...Dzwoni jego komórka. Dźwięk jego dzwonka to "A wszystko to..." Ich Troje... Myślaem , że rozwalę mu telefon.
W sobotę wyjeżdżam do Zakopca:-) Cieszę się jak dziecko. W wakacje nigdzie nie byem, nawet urlopu nie miaem. Czuje się zmęczony. Pokażę Olkowi (synkowi) góry:-) Ma 5 miesięcy. Jest boski. Do kazdego sie uśmiecha. Ja tak nie potrafie. Zauważyem cos co mnie zmusza do refleksji...ostatnio uśmiecham sie tylko do synka, rozumiemy sie jak byśmy znali sie cae zycie. W pewnym sensie tak jest. On zna mnie cae jego zycie. Nie pamietam kiedy sie usmiechnąlem bez powodu. Może to juz przyszo do mnie? Podobno faceci w pewnym wieku tak mają.... ale ja jeszcze nie mam 30-stki.
Czuje że cos sie zmienio w moim zyciu. I na lepsze i na gorsze. Na lepsze to synek. Dla niego w tej chwili zyje, jemu poświecam caą uwage. Na gorsze to to, ze popadliśmy z żona w pewna rutynę. Mamy swoje obowiązki i nic ponadto. Żadnej zabawy, żadnych szaleństw. A tak jak kiedys sie potafiliśmy bawić to mao kto potrafi. Przeraża mnie to troszkę. Ale mam nadzieję, że wyjazd wyzwoli w nas dawną energie, przywoa wspomnienia, da kopa jak dobry drag. Potrzebujemy tego w tej chwili jak ryba patelni:-)
Chyba się rozpisaem zbytnio...